sobota, 30 kwietnia 2011

Bakłażan i krewetki. Tagiatelle na ostro z krewetkami i grillowanym bakłażanem.




Najlepsze krewetki jadłam w Pekinie.
Pod jednym z bloków na osiedlu naszej Jao, po zapadnięciu zmroku pojawiały się cuda.
Można było skosztować dosłownie w s z y s t k i e go, i byłam autentycznie sfrustrowana że mój organizm mi tego nie umożliwia :)

Dylematy co jeść skończyły się wraz z momentem w którym skosztowałam krewetek.
Duże, w całości, zanurzone w pikantnym, aromatycznym sosie. Udało mi się zidentyfikować chilli, czosnek i imbir. Reszta pozostaje zagadką.
Biorę dokładkę za 6 juanów /3 zł/. Jakie tanie!! Jem palcami, z papierowego talerzyka owiniętego foliowym woreczkiem. Siedząc na mikroskopijnym stoliku pod jednym z tysięcy Peikińskich bloków
Jem absolutnie  najlepsze krewetki na świecie.
Oblizuję palce z pikantnego sosu.
Nie ma się w co wytrzeć.
Jestem szczęśliwa.

Marynatę do krewetek robiłam przypominając sobie tamten smak :) Jest nie do odtworzenia, ale danie – naprawdę pyszne!
Polecam!



Pikantne tagiatelle z krewetkami i grillowanym bakłażanem.

Co potrzeba:
/na dwie duże porcje/

Marynata do krewetek:

1 łyżka oliwy z oliwek
2 łyżki sosu sojowego
½ łyżki sosu ostrygowego (można pominąć)
½ łyżeczki pepperoncino
3 ząbki czosnku, drobno posiekanego lub przeciśniętego przez praskę
250g krewetek królewskich (lub innych dużych)

Połączyć wszystkie składniki marynaty, wymieszać ją dokładnie z krewetkami. Odstawić na co najmniej 1 godzinę (jak się nie spieszycie to możecie odstawić na dłużej – będzie jeszcze lepsze).



200 - 250g makaronu, ja użyłam tagiatelle
1 duży bakłażan, pokrojony w 0,5cm plasterki
2 garście liście roszponki (*lub rukoli)
2 łyżeczki suszonego tymianku
2 łyżki posiekanych listków świeżej bazylii
1 garść czarnych oliwek (pokrojonych lub w całości)

Krewetki wrzucić wraz z zalewą na suchą, lekko rozgrzaną patelnię. Smażyć ok. 2-3 min z każdej strony (tak żeby się zwinęły i lekko zarumieniły).

Bakłażana posolić, usmażyć na patelni grillowej lub grillu.

Ugotować makaron zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Wrzucić go na patelnię z krewetkami, zwiększyć ogień i wymieszać tak, żeby pokrył się oliwą. Dodać tymianek i bazylię, smażyć jeszcze ok. 1 minuty.
Na samym końcu dodać garść roszponki (lub innych zielonych listków) i grillowanego bakłażana.

Podawać od razu, udekorowane oliwkami i pozostałą roszponką.

Smacznego!




czwartek, 28 kwietnia 2011

Słowackie bryndzowe halusky. Z chrupiącymi skwarkami. I piwkiem.




Tym razem coś z kuchni nieco nam bliższej - Słowacja! Bryndzowe halusky to 'danie' idealne na wieczór przy piwku :)

Haluszki kojarzą mi się z nartami na Chopoku, zmęczeniem po całym dniu i małą knajpką na rynku
Liptovskýego Mikuláša.
Liptovska Izba. Drewniane ściany, wielkie ławy, halusky i grzane pivo.



Co potrzebujemy:
/na dwie porcje/

ziemniaki surowe
1 jajko
sól, pieprz
boczek lub coś na zasmażkę, drobno pokrojony
kawałek bryndzy (udało mi się załatwić prawdziwą, z gór, ale sklepowa też powinna być OK.)

Przygotowanie:
Ziemniaki utrzeć na tarce jak na placki ziemniaczane, dodać sól, pieprz, jajko i mąkę. Ciasto ma miec dość gęstą konsystencję.

Gotujemy wodę w dużym garnku, i łyżką kładziemy kluseczki na wrzątek. Powinny łatwo odchodzić od łyżki po zanurzeniu jej w wodzie. Ten etap jest dość czasochłonny, tym bardziej że im mniejsze kluseczki tym lepiej się je.
Gotować tak długo aż wypłyną na powierzchnię.
W międzyczasie przysmażyć drobno pokrojony boczek /skwarki.
Gotowe haluszki po odcedzeniu z wody wrzucić na patelnię i posypać pokruszoną bryndzą. Wstawić na mały (!) ogień i mieszając od czasu do czasu czekać aż ser się stopi.

Podawać posypane boczkiem, najlepiej w towarzystwie piwka :)
Smacznego!



niedziela, 24 kwietnia 2011

A może ż u r e k? A może w chlebie? Z jajkami. Przepiórczymi.




Jest Wielkanoc – musi być żurek!
Mój pierwszy żurek.
Niestety zakwas kupiłam w sklepie – następnym razem się poprawię i zrobię swój :)
Kupny zakwas wynagrodził za to sposób podania – okrągły, pełnoziarnisty chlebek z grubą skórką i kminkiem zrobił swoje.
Polecam!



Na wywar:
1 opakowanie włoszczyzny (kawałek selera, pora, cebula, 2 marchewki, 1 korzeń pietruszki.
3 – 4 gałązki świeżej pietruszki
2 grube plastry wędzonego boczku
2 kiełbaski, przysmażone najpierw na grillowej patelni
4 listki laurowe
½ łyżki ziela angielskiego
½ łyżki kolorowego pieprzu
5 kapeluszy suszonych prawdziwków (można dać inne suszone grzyby)
½ łyżki Vegety
świeżo zmielony pieprz do smaku
sól
3 – 5  ząbków czosnku (ile lubicie)

1 okrągły, najlepiej pełnoziarnisty chlebek na zakwasie. Z grubą, chrupiącą skórką.
10 – 15 przepiórczych jajeczek (oczywiście kurze też będą OK.)

Wyszło mi z tego ok. 1 litra wywaru o przepięknym złotym kolorze ( to te grzyby!). Odcedziłam wywar przez sitko, do właściwego żurku uratowały się tylko kiełbaska i grzybki. Jeżeli lubicie można zostawić boczek czy pokrojoną marchewkę.
Jako że Piotrek nie lubi ziemniaków w zupie – ziemniaków nie dałam :)

Do wywaru dodać zakwas na żurek, wymieszać, zagotować.
Dodać czosnek wyciśnięty przez praskę, dosolić według potrzeby.

Odkroić z chlebka ‘wieczko’, wydrążyć środek palcami. Nie zrobiłam tego celowo zbyt dokładnie – miąższ fantastycznie rozmięka w zupie i fajnie wyjada się go łyżką :)
Resztę miąższu z chleba można podać obok.





Jeść z jednego chleba.
Na zmianę.
Kolektywnie.
Raz po raz wrzucając jajeczko.
Dolewać gorącego żurku. Cudowna uczta!

Smacznego!








czwartek, 21 kwietnia 2011

O bakłażanie idealnym na ‘nocnej’ ulicy w Chinach. Moje ulubione spaghetti bakłażanowe.





Bakłażana idealnego  z n a l a z ł a m  w Chinach.
Mała (jak na Chiny) wioseczka na południu, Yangshuo. Przez środek miejscowości przepływa rzeka Li. Szeroka, z brzegami zarośniętymi bambusowym gąszczem i ryżowymi polami przycupniętymi na podmokłych polach wokół.
Najpiękniejsza na świcie, mokra zieleń pól ryżowych.

W nocy na ulicę wyjeżdżają ‘garkuchnie’ – drewniane platformy na kółkach z rozmaitościami, grillem i hot-potem (wbudowany w blat garnek z wrzątkiem)
Zapach wilgoci i gwar na ulicach.
Wszystko co można sobie wyobrazić ponabijane na szaszłykowe patyczki. Czasem poobwijane. Czasem bez patyczka.

Pokazuję co chcę i wybrane (nie)patyczki idą na grilla.
Krewetki w imbirze, chrupiące, delikatne.
Kawałki wieprzowego mięsa.
Papryczka, kapustki, grzybki, tofu… ale też kurze łapki, płucka, całe maleńkie ptaszki, żaby, świński penis, żołądki i wątróbki.
Takie uroki Chin – Chińczycy jedzą wszystko.

Warzywne szaszłyki w ulicznej 'garkuchni'. Chiny 2010.

Ale… b a k ł a ż a n…! Bakłażan był nie do opisania. Cały. Kładziony na ruszt. Kobieta czeka aż zmięknie, a skórka sczernieje. Przekraja go na pół, wzdłuż. Smaruje miąższ wielkim pędzlem zamoczonym w mieszance przypraw.
Daje na papierowej tacce.
Jemy jednorazowymi pałeczkami. Najlepszy na świecie. Obok szumi rzeka Li.
Idziemy na bakłażana?


Bakłażan jest plastyczny – można zrobić z niego wszystko, nadać mu smak jaki tyko chcemy.
Bakłażan się poddaje, chłonie inne nuty – czosnku, papryczki, pomidorów.
Najlepsza jest skórka – powinna być chrupiąca, przypieczona. W środku delikatny, miękki miąższ. Rozpływa się w ustach…

I ten kolor…! Bakłażanowy kolor zawsze mnie zadziwia. Zanim pokroję, kontempluję kolor.

Rozmawiam o bakłażanach i odkrywam jak niewielu go zna i lubi.
A mnie bakłażan w lodówce daje poczucie bezpieczeństwa – nie wiem co zrobić na obiad – wyciągam bakłażana i tworzę spaghetti błyskawiczno – idealne.

Nie bójmy się bakłażanów!




MOJE ABSOLUTNIE ULUBIONE SPEGETTI BAKŁAŻANOWE
Co potrzeba:
/jak zwykle, na dwie porcje/

200 – 250g makaronu spaghetti
1 duży bakłażan, pokrojony w kostkę
3 – 4 ząbki czosnku
1 puszka pomidorów (w sezonie 2 – 3 świeże, obrane i pokrojone)
sól, pieprz, suszona bazylia, oregano (lub zioła prowansalskie)
świeża bazylia, posiekana
½ kostki twardego sera mozzarella (używam Mlekovity)
oliwa z oliwek
¼ łyżeczki pepperoncino (opcjonalnie)



Rozgrzać oliwę z oliwek, przyrumienić na niej ząbki czosnku. Gdy czosnek będzie złoty, dodać pepperoncino lub drobno pokrojone chilii (bez chilli też jest pyszne, delikatniejsze).
Wrzucić pokrojonego bakłażana i smażyć na dość dużym ogniu do miękkości – ok. 10 – 15 min (skórka ma być przypieczona, a miąższ ‘przezroczysty’).
Na koniec zmniejszyć ogień, wrzucić puszkowe pomidory, zostawić na chwile, niech popyka, wreszcie dodać zioła - śmiało, może być dużo ;)
Dosolić (dość sporo) i dopieprzyć do smaku.

Na patelnię wrzucić ugotowany wcześniej makaron, starannie wymieszać.
Podawać gorące, posypane świeżą bazylią i drobno startą mozzarellą.

Smacznego!




wtorek, 19 kwietnia 2011

Słodko... słodko... bardzo słodko! I aromatycznie. Indyjskie Jalebi czyli ‘ciastka ze szmatki’.




Na ulicy indyskiego Jaipuru hindus wyciska ciasto na rozgrzany olej.
Wyciska je  z e   s z m a t y .
Szmata nie wyglądała na pierwszej świeżości, a już na pewno nie pierwszej czystości.. Ale jakie ciastka! Na potrzeby chwili nazwaliśmy je zwyczajnie ‘ciastkami ze szmaty’ i zajadaliśmy się z nimi w ulicznym kurzu z kawałka szarego papieru.

Słodkie do bólu.
Piękne, w kolorze.
Klejące. Ręce kleją się i nie ma ich gdzie umyć.

Wielu podróżujących Europejczyków boi się ulicznych specjałów. Kosztowanie to odkrywanie.
Nie bójmy się ciastek ze szmaty!


Oryginalne jalebi robione na Indyjskich ulicach.
To zdjęcie zrobiłam w Jaipurze w 2008 roku.


Długo szukałam przepisu.
W końcu pozbierałam informacje z różnych źródeł i zrobiłam ‘na oko’.
Jak wyszło? Idealnie!



Jalebi
(mała miseczka – czyli mini-deser dla dwóch osób)

Składniki:
Ciasto:

½ szklanki mąki pszennej
½ łyżeczki suchych drożdży
1 łyżeczka drobnego cukru
2 łyżeczki ciepłej wody (do rozrobienia zaczynu z drożdży)
½  szklanki wody
2 łyżki oleju roślinnego
1 pełna łyżka kwaśnej śmietany 18%

Olej roślinny do smażenia (*użyłam słonecznikowego)

Do miski wsypać mąkę, dodać śmietanę i olej.
Rozrobić suche drożdże z cukrem i ciepłą wodą, dodać zaczyn do mąki.
Intensywnie mieszając dodawać wody – ostatecznie ciasto ma być gładkie, lśniące, konsystencji znacznie gęstszej niż naleśnikowe.
W razie potrzeby można dosypać mąki, lub dodać odrobinę więcej wody.

Odstawić pod przykryciem do wyrośnięcia (*odstawiłam na godzinę)

Wyciskać ciasto cienką strużką na rozgrzany, dość głęboki olej. Można użyć do tego woreczka foliowego z odciętym rożkiem lub szprycy cukierniczej.

Smażyć z obu stron na złoty kolor. Uwaga! Jalebi smażą się szybko więc uważajcie żeby ich nie przypalić :)
Wyłożyć na papierowy ręcznik żeby odsączyć je z nadmiaru tłuszczu (hindusi tego nie robili :) )

Syrop:

1/3 szklanki wody
1 szklanka cukru
1 łyżka soku z cytryny
½ łyżeczki mielonego kardamonu
¼ łyżeczki (dosłownie kilka nitek) szafranu

Połączyć wszystko w garnuszku, zagotować mieszając od czasu do czasu. Ściągnąć z ognia.

Zanurzać usmażone jalebi z syropie.
Jeść na ciepło lub po ostygnięciu. Dobre z zimnym mlekiem.

Smecznego!




piątek, 15 kwietnia 2011

Zapach słońca. Melony z szynką parmeńską na przystawkę




Jak trudno kupić u nas  p r a w d z i w e g o  melona! Jaka szkoda..!

Te najlepsze smakują słońcem i latem. Schłodzone w lodówce, orzeźwiające, słodkie. Tak słodkie że aż lepkie. Kleją mi się ręce. Melonowo.

Pamiętam idealne lunche na tarasie w Grecji. Wakacje dawno temu, jeszcze z rodzicami. Jeszcze w czasach kiedy nie piłam wina (!).
Widok na granat morza egejskiego i gaj mandarynkowy. Ciemno zielone drzewka upstrzone pomarańczowymi kulkami. Drzewka w kropki. Pachnące z daleka świeżą mandarynką i słońcem (jestem pewna że zapachy owoców kumulują je w sobie – to  o w o c a m i  pachnie słońce! )

Na stole maleńkie winogrona.
Rozkrojona, cudownie pomarańczowa kula melona.
Kawałek świeżej, chrupiącej bagietki, rwanej palcami.
Twardy, słony ser z pobliskiego sklepu.
Ogromne, cienkie jak pergamin plastry szynki parmeńskiej.

Dziś  na stole, w roli przystawki odrobina greckiego wspomnienia – włoskie skądinąd połączenie smaków :)




Melony z szynką parmeńską
/Prosciutto e Melone/

½ dojrzałego, schłodzonego melona (*dowolny rodzaj – byle słodki i dojrzały)
8 plastrów szynki parmeńskiej
świeżo zmielony, kolorowy pieprz

Więcej zdjęć niż pisania – musicie mi wybaczyć słabość do niektórych produktów. Melon jest taki fotogeniczny!

Pokroić połówkę melona na osiem równych części, obrać ze skórki.
Każdy półksiężyc owinąć w cienki plaster prosciutto.
Oprószyć świeżym pieprzem (opcjonalnie).

Smakuje na przystawkę, deser, lub o każdej innej porze dnia :)
Smacznego!



PS. Dla Piotrka melon z prosciutto był zaskakującym a zarazem zaskakująco dobrym, nowym połączeniem smakowym.
Wieczorem kolejne odkrycie – whisky z… zielonym bananem! Kompozycja idealna, spróbowałam, poręczam. Odkryta zupełnie przypadkowo.

Dzień nietypowych połączeń smakowych’

Pozdrawiam i życzę ciągłego
o d k r y w a n i a !





środa, 13 kwietnia 2011

A może na słodko? czyli o lodach bananowych.




Dzisiaj postanowiłam zrobić coś dobrego na deser. LODY! O dość nietypowym smaku karmelizowanych bananów. Pycha! Sama masa na ciepło już kusi, nie mówiąc już o sosie, który powstaje na patelni gdzie smażą się banany. I zapach…. pachnie niesamowicie w całym mieszkaniu…

W oryginalnym przepisie powinno smażyć się banany w piekarniku. Jako że go (jeszcze) nie posiadam poradziłam sobie z patelnią. Tylko uwaga, musi być dobra, teflonowa – nic nie może do niej przywierać bo inaczej banany zamiast się skarmelizować zaczną się palić :)



Co potrzeba:
3 banany, ja lubię takie jeszcze zielonkawe, są lepsze w smaku i nie rozwalą się podczas smażenia
Ok. 20 – 30 dag masła, drobno posiekanego
375 ml mleka, najlepiej 3,2 % tłuszczu
70 dag cukru trzcinowego
2 łyżki drobnego, białego cukru (można użyć waniliowego) :)
½ łyżeczki gruboziarnistej soli
½ łyżeczki aromatu waniliowego (niekoniecznie jeśli dodajemy cukier waniliowy )
1 łyżka soku z cytryny.

Kroimy banany w plastry (mogą być grube), każdy obtaczamy w cukrze trzcinowym, wrzucamy na patelnię. Dodajemy posiekane masło i stawiamy na ogień. I tu baaardzo ważne – stawiamy na bardzo mały ogień i koniecznie z nakrywką, żeby zrobić w miarę równomierną temperaturę. Owoce karmelizujemy tak ok. 40 min, w połowie odwracamy każdego banana na drugą stronę – powinny być zarumienione na złoto.

W międzyczasie wlewamy mleko do blendera i dodajemy wszystkie pozostałe składniki. Patelnię z bananami ściągamy z ognia i  n a t y c h m i a s t ( żeby sos karmelowy nie zastygł) wlewamy całość do blendera. Teraz pora na wylizanie patelni – coś cudownego :p
I zmiksowanie wszystkiego na gładką, gęstą masę.
Przelewamy gotową masę do płaskiego naczynia – szybciej się zamrozi. I do zamrażalnika na kilka godzin.

Smacznego!

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Błyskawiczna sałatka makaronowa z tuńczykiem i pesto





Jeszcze jedna sałatka z pesto :)

Co potrzeba:
/jak zwykle na dwie porcje/

½  słoiczka zielonego pesto
2 duże łyżki czerwonego pesto
oliwki – zielone, czarne (ja dałam zielone, pokrojone na pół)
1 puszka tuńczyka w kawałkach
garść pomidorków koktajlowych, przekrojone na pół
kapary (*opcjonalnie – ja daję je prawie wszędzie bo uwielbiam :) )
orzeszki piniowe (*zamiast można posypać ziarnami słonecznika)
sól, pieprz do smaku
zioła (bazylia, oregano, zioła prowansalskie)

makaron – dałam żytni makaron razowy (rurki), równie dobrze będzie z makaronem penne czy świderkami

Makaron ugotować wg przepisu, dodać dwa rodzaje pesto, odsączonego tuńczyka, oliwki, zioła. Na wierzchu ułożyć koktajlowe pomidorki, posolić, popieprzyć. Podawać posypane kaparami i orzeszkami pinii (lub słonecznika)

Smacznego! :)

niedziela, 10 kwietnia 2011

Wiosna na talerzu! – (bardzo) kolorowa sałatka z makaronem i grillowanym kurczakiem





Uwielbiam lekkie, kolorowe sałatki.
Takie, że człowiek uśmiecha się już od samego patrzenia =) Przecież to nie może być niedobre!

Stawiam na środku stołu pełną patelnię…
Chcecie skosztować?  :-)



Co potrzeba:
/ na dwie – trzy solidne porcje /

1 podwójną pierś z kurczaka (*obtoczyć pierś w całości w dowolnych przyprawach, ziołach i łyżce oliwy z oliwek, odstawić na kilka godzin – im dłużej poleży tym będzie smaczniejszy)
250g makaronu (*ja użyłam makaronu Casarecce z Barilli – dziękuję Zuziu! )
½ słoiczka zielonego pesto
½ łyżeczki pepperoncino (*można pominąć jeśli wolicie łagodniejsze)
3 ząbki czosnku, poprzekrawane na pół
3 łyżki oliwy z oliwek
3 garście roszponki
1 garść czarnych oliwek
400g pomidorków koktajlowych (lub innych małych), pokrojonych w ćwiartki
4 suszone pomidory, pokrojone w cienkie paseczki
¼ kostki sera feta, rozdrobnionego
kilka listków świeżej bazylii
1 łyżeczka suszonej bazylii



Piersi z kurczaka usmażyć na grillu / na patelni grillowej. Porozrywać palcami na kawałki.

Na dużej patelni rozgrzać oliwę z oliwek, przysmażyć ząbki czosnku na złoto-brązowy kolor. Dodać zielone pesto, pepperoncino oraz suszoną i świeżą bazylię. Dokładnie wymieszać z ugotowanym makaronem.

Do makaronu z pesto i bazylią dodać wszystkie pozostałe składniki :) Prościej się już nie da!
Podawać na ciepło lub na zimno – jest tak samo dobre.

Zdrowo i kolorowo – jak na wiosenne danie przystało!
Smacznego!


piątek, 8 kwietnia 2011

Pachnie suszonymi pomidorami…! Makaron z krewetkami i suszonymi pomidorami.






Danie pachnące suszonymi pomidorami – najpiękniejszy zapach na świecie!

Suszone pomidory mogę jeść bez końca, a owoce morza lubiłam od dziecka :)
Jak dla mnie – zestaw idealny!
Bardzo, bardzo gorąco polecam!

/zmodyfikowany przepis Liski z Whiteplate/



Co potrzeba:
/na dwie porcje/

6 – 7 suszonych pomidorów
250g krewetek tygrysich
3 ząbki czosnku, pokrojone w plasterki
½ łyżeczki ostrej czerwonej papryki
1 łyżka przecieru pomidorowego
4 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka świeżo startej skórki z cytryny
2 garście roszponki (można użyć też rukoli)
sól i świeżo zmielony pieprz





Suszone pomidory zalać ½ szklanki gorącej wody i odstawić na godzinę aż zmiękną, następnie zmiksować wraz z łyżką przecieru pomidorowego na gładka masę.

Na głębokiej patelni rozgrzać oliwę, wrzucić czosnek i smażyć 2-3 min (aż lekko zbrązowieje), dodać masę z suszonych pomidorów, krewetki, paprykę, sól i pieprz do smaku. Smażyć ok. 3 min, aż krewetki się ‘zwiną’.

Makaron (użyłam wąskich wstążek tagiatelline) ugotować zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
Wymieszać makaron z sosem na patelni, dodać garść liści roszponki.

Podawać od razu, posypane resztą roszponki i skórką cytrynową.

Smacznego!





czwartek, 7 kwietnia 2011

Na ostro! – czyli pikantny makaron z tuńczykiem i kaparami






Istnieje kilka produktów, które uwielbiam i staram się zawsze mieć pod ręką (czyt. w lodówce):

Suszone pomidory w każdej postaci,
Kapary,
Świeżą bazylię w doniczce na parapecie,
Oliwki wszelkiego rodzaju,
Pepperoncino – jako że uwielbiam ostre :)

Są to rzeczy, które chyba nigdy mi się nie przejedzą.
Rzeczy, które dodane do czegokolwiek, w magiczny sposób uszlachetniają nawet najbanalniejsze danie.
Czy to sałatka, czy to kanapka, czy to spaghetti.




Makaron z tuńczykiem i kaparami na ostro:
/przepis na dwie solidne porcje/

200 – 250g cienkiego makaronu, najlepiej spaghetti
1 puszka tuńczyka w kawałkach
2-3 łyżki kaparów
½ słoiczka czerwonego pesto
½ - 1 łyżeczki pepperoncino (*uwaga, jest bardzo ostre, jeśli nie lubicie tak ostrego wystarczy
dodać ok. ¼ łyżeczki)
3 ząbki czosnku, pokrojonego wzdłuż na pół (*jak wyżej, można dać mniej)
garść świeżych liści bazylii, posiekanych
2 łyżeczki suszonej bazylii
2 łyżki tartego parmezanu
garść czarnych oliwek
3 łyżki oliwy z oliwek
Sól i świeżo zmielony pieprz do smaku

Spaghetti ugotować zgodnie z instrukcją na opakowaniu.

Na dużej patelni rozgrzać oliwę, wrzucić czosnek i smażyć ok. 3 min – aż nabierze złoto-brązowego koloru.

Dodać pepperoncino i bazylię (świeżą i suszoną). Smażyc jeszcze chwilkę (1 – 2 min) i dodać czerwone pesto. Dosolić (dość sporo) i dopieprzyć do smaku.
Wymieszać ugotowany makaron z sosem, na końcu dodać tuńczyka.

Podawać posypane kaparami, czarnymi oliwkami (wrzuciłam je w całości) i startym parmezanem.

Smacznego!